Stała matka boleściwa

Już dawno myślałam żeby o tym napisać. Później stwierdziłam, że nie, jednak nie, później że tak, później, że znowu nie. Ale nie byłabym sobą gdybym nie zmieniła zdania i jednak (nie)napisała. Chociaż może tym wpisem złamię niepisaną umowę, jakieś porozumienie matek boleściwych, o którym nikt mi nie powiedział, a którego istnienie zaczęłam podejrzewać kiedy sama zostałam mamą. Będąc w ciąży, a nawet jeszcze wcześniej docierały do mnie historie matek, czarne dowcipy o tym jak to od rana do nocy i od nocy do rana zajmują się tylko opieką nad potomstwem. Z tych relacji wynikało, że matki błądzące wiecznie na granicy załamania psychicznego, nie śpią, nie jedzą, nie wydalają ( a przynajmniej nie w samotności ). Sprawdziłam to na własnej skórze i wiecie co wam powiem?  Mam wrażenie, że to histeria, której zupełnie niepotrzebnie ulegają coraz większe rzesze kobiet.

Być może nie mam poczucia humoru, ale krążący w internecie żarcik : „ Urlop macierzyński? Ten kto nazwał to urlopem musiał być facetem”,  jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Ej, to naprawdę był czas wakacji, może nie all inclusive, ale na pewno urlopu od rzeczywistości, w jakiej żyłam do tej pory, ze wszystkimi jej plusami, ale co ważniejsze ze wszystkimi jej minusami! Nie musisz nigdzie pędzić, na wszystko masz jednozawszedziałające usprawiedliwienie, barek co prawda jest pusty, ale za to od czułości aż kręci się w głowie.  Kogo stać w dorosłym życiu na taki luksus?

Przez pierwszy rok, bardzo dużo czasu byłam sama z Teo, nie licząc dwóch psów, ale one raczej nie pomagały ;). Dziadkowie byli daleko, tata jeszcze dalej, ciocie w pracy, wujkowie… jacy wujkowie ? Nie mówię, że było lekko, bo nie było, ale żeby było aż tak ciężko? Eee, no też nie. Momentami zastanawiałam się czy przypadkiem nie zaniedbuję dziecka, czy nie zapominam o czymś ważnym co zabrało by mi cały ten czas i siły. Teksty o tym  jak to mamy od narodzin nie wypiły ciepłej kawy powtarzany jest tak często, że sama pijąc ciepłą kawę zaczęłam się głęboko zastanawiać czy przypadkiem nie jest ona zimna. Nie piszę tego żeby poczuć się lepiej na tle innych mam. W ogóle nie piszę tego do mam, tylko raczej do dziewczyn, które może w przyszłości mamami będą, a które tak jak ja kiedyś , chcąc nie chcąc, są straszone opowieściami z piekła rodem o tym jaki to czarny krajobraz malują przed nimi dzieci. Począwszy od ciąży, przez poród , kolki, ząbkowanie po bunt dwulatka , siedmiolatka, szesnastolatka i … Ja na szczęście spotkałam na swojej drodze kilka trzeźwych mam, które ani nie nadużywały historii o wysokim indeksie glikemicznym, ani tych z serii gorzkich melodramatów. Dlatego wiem jak ważne jest usłyszeć: Dziewczyno, wcale nie jest tak źle, a na pewno nie musi być, trzeba tylko przestrzegać BHP. Po pierwsze nie odmawiaj sobie pomocy, nie ważne czy to taty czy sąsiadki, korzystaj z każdej pomocnej dłoni. Żeby być dobrą mamą nie musisz wszystkiego robić sama, a przede wszystkim nie musisz  żyć według wszystkich wskazówek jakie będziesz dostawać w gratisie na każdym rogu. Podsumowując: obiad od teściowej – bierzemy, a za dobrą radę dziękujemy i robimy po swojemu. Po drugie, wrzuć na luz. Nie przejmuj się, że pranie nie zrobione, naczynia ( albo włosy, albo jedno i drugie  ) nie umyte, że obiadek ze słoiczka, a mleko modyfikowane. Jeśli czasami zamiast gotować warzywka na parze wolisz pomalować sobie paznokcie, dobrze dla Ciebie, a jeśli wolisz w tym czasie obejrzeć bajkę ze swoim maluchem, tym lepiej dla Was. Jasne, że miałam gorsze momenty, ale przed dzieckiem takie momenty ( ba! dni i tygodnie całe! ) też się zdarzały. Jasne, że i moje dziecko miało złe chwile ( ba! dni i tygodnie całe 😉 ) ale każdy ból, płacz, krzyk się kończy, a po tym przychodzi uśmiech, po którym rośniesz w siłę, dostajesz amnezji i znów stajesz się odrobinę bardziej niezniszczalna przed następnym atakiem Twojego małego klona.DSC06464_Fotor

DSC06463_Fotor

Bez tytułu

DSC06471_Fotor

DSC06470

DSC06469

DSC06462

DSC06480-001_Fotor

DSC06468_Fotor

68 uwag do wpisu “Stała matka boleściwa

  1. Boska

    No! Wspaniałe opisana rzeczywistość! Masz rację, dziecko jest zwierciadłem naszej duszy. Każdy ma lepszy i gorszy dzień, tydzień lub miesiąc, normalne. Macierzyństwo to nie zawsze pierdzenie fiołkami. Cieszę sie na ten wpis, ponieważ ukazuje w innym świetle współistnienie z naszą rodziną bez gloryfikowania ofiarnych matek, którym trzeba bić pokłony i współczuć. Się pytam się czego? Howl.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Anna

    Świetny, optymistyczny tekst racjonalnej kobiety!!!! Brawo!!! Określenie w stylu: „nadużywały historii o wysokim indeksie glikemicznym, ani tych z serii gorzkich melodramatów” – zapożyczam 😉

    Polubienie

  3. Tiggra

    Super! Ja też myślałam, że życie przewróci się do góry nogami, ale jak na razie 8m przeżyliśmy w miarę fajnej atmosferze. Młody był od początku nauczony aktywnego życia i na razie nie protestował. Wystarczy sprawne pakowanie i tyle 🙂 Gorsze chwile też są ale potem jak napisałaś wraca uśmiech i już jest ok. Go go super Mums! 🙂

    Polubienie

    1. Poczytałam, zrozumiałam, nie poszłam 😉 Tak jak napisałam w komentarzu poniżej: nie odnoszę się w tym tekście do sytuacji kiedy dzieci albo mamy mają faktycznie problemy. Na szczęście takich przypadków jest zdecydowanie mniej, a wygraża się nimi powszechnie.

      Polubienie

  4. MMK

    No cóż, dziecko dziecku nie równe. Więc myślę, że jedno własne dziecko to dość mała próba 😛
    Tak jak ktoś wcześniej napisał, jeden dzień z hnb szybko by zweryfikowal ten tekst 😉
    Ale prawda jest taka, że się zrozumie dopiero jak się przeżyje…

    Polubienie

  5. ewa

    Ja natomiast będąc jeszcze w ciąży spodziewalam się wspaniałej sielanki. Idealnego dziecka, które bedzie lubiło spacery, bedzie spac w lozeczku. O ja naiwna.
    A niestey tak nie jest.
    Moje kochane jedyne dziecko jest typowym hajnidem.
    Jej potrzeby należy zaspokajać w ciagu sekundy bo jest ogromna histeria. Przez pierwsze 2 miesiace praktycznie nie wychodzilam z domu bo nie lubila gondoli, zasypiala tylko aucie, wiec jezdzilam w nocy aby zasneła.
    Teraz ma skonczone 5 miesiecy. Zasypia tylko na mnie gdy ją bujam. Sama w lozeczku spi 4 h ( tyle ja mam na spanie) Funkcjonuje na kawie, która rano mąż mi robi w dzbankach (bo pozniej juz nie ma jak)
    Na prysznic mam 5 minut (doslownie) później zaczyna sie wrzask.
    Od 5 miesiecy nie wypilam cieplego napoju, nie zjadlam cieplego posiłki.
    Obowiazki domowe hmmmmm jak uda mi się umyc butelki to jest święto.

    Wiec to nie są mity.

    P.S. Fajnie piszesz. Przyjemnie się czyta Twoje „posty”.

    Polubienie

    1. Jasne, to nie są mity, ale mitem jest , że tak musi być w każdym przypadku. HNB dotyczy jakiegoś procenta ludzi, tak samo jak depresja poporodowa itp. To są poważne sprawy i należy mieć ich świadomość. Ja naprawdę chylę czoła przed mamami , które dają radę w takich sytuacjach. Mam jednak wrażenie , że ostatnio mówi się o tym jakby to była norma, co nie ma najlepszego wpływu na nastawienie przyszłych mam. Nie próbuję osładzać macierzyństwa ani go demonizować, balansuję sobie gdzieś pomiedzy i do tego próbuję namawiać 🙂 Dzięki za komentarz i przedstawienie swojego punktu widzenia.

      Polubienie

  6. Kasia

    Ten fragment tekstu mnie powalił…”Nie przejmuj się…..,że obiadek ze słoiczka, a mleko modyfikowane. Jeśli czasami zamiast gotować warzywka na parze wolisz pomalować sobie paznokcie, dobrze dla Ciebie, a jeśli wolisz w tym czasie obejrzeć bajkę ze swoim maluchem, tym lepiej dla Was.” gdybym tak posłuchała tej rady to a) w nocy bym nie zmruzyla oka bo mój synuś jak nawet przez chwilę obejrzy telewizję to noc z głowy tj. Krzyczy płacze trzeba go nosić i tulic bo ewidentnie się boi… Wiec jakie bajki jaka telewizja??
    B) obiad ze słoiczka oj marzenie (albo i nie bo tyle tam chemii że szok) najpierw bym go miała na sobie w bardzo wymownym geście odmowy po pierwszym skosztowaniu a potem noszenie i masowanie brzuszka po świńskim posiłku którego brzuch mojego hajnidka nie toleruje.
    C) malowanie paznokci w obecności malucha?? Oj tak proszę bardzo jak się lubi sprzątać potem lakier ze wsząd! Mama coś robi wygląda to na fajną zabawę więc i moje kochane maleństwo by się do niej dołączyło a że okaże się to jeszcz większą frajdą jak zabiorę mamie lakier i zwieję sam z nim pokombinować przy okazji budząc pół domu to nic… Ogólnie nieźle piszesz ale widać że Twój maluch jeszcze nie naładował bateri ( być może nigdy tego nie zrobi) i hajnidkiem to on nie jest… Wtedy i kawa ciepła i wmiare można się ogarnąć.

    Polubienie

    1. Kasiu, to były tylko przykłady, np. oglądanie wspólnie bajki w tv można zamienić na książeczkę. A co do paznokci to przecież ja Wam nie każę malować ich przy dziecku ! Fak noł 😉 Chodziło mi o to żeby się nie napinać i jak dziecko śpi, to nie trzeba każdej takiej wolnej chwili poświęcać na latanie od pralki do garów, tylko można usiąść na tyłku i zrobić coś dla siebie, a czy to będą rzeczone paznokcie czy gapienie się w sufit , co kto woli 🙂 To prawda moje dziecko nie jest HNB, ale nie jest też słodkim pluszakiem z rozładowanymi bateriami , ma swoje lepsze i gorsze momenty, tak jak jego mama 😉

      Polubienie

  7. Mama 3 chlopakow

    Nie do końca sie zgadzam. Przy 1wszym dziecku może i owszem ale przy trójce i to jeszcze chorowitych to jest problem i gonitwa. Od lekarza fo lekarza ale zeby zdazyc tego wysikikac a tego nakarmic a tu jeszcze cos a zeby autobus nie uciekl a zeby szybko zjesc chociaz banana bo potem nie bedzie kiedy. Chetnie podziele sie swoimi doswiadczeniami…pozdrowienia

    Polubienie

    1. Wyobrażam sobie , że moje doświadczenia i doświadczenia mamy trójki dzieci ( chętnie posłucham 🙂 ), będą zupełnie inne, tak samo jak inne będą doświadczenia samotnych matek czy tych z chorymi dziećmi. Opisałam tutaj swój punkt widzenia i nie upieram się, że każdy będzie miał taki sam. Chciałam jednak pokazać, że gdzieś między tymi trudnymi przypadkami, a idealnym obrazem idealnych mam i ich idealnych dzieci, jest dużo miejsca na zwykłe mamy i zwykłe dzieciaki, które w tej swojej codzienności przeżywają gorsze i lepsze dni, ale przy tym są po prostu cholernie szczęśliwi, że siebie mają.

      Polubienie

  8. Pojawiło się kilka uwag w podobnym duchu, dlatego odpowiem w jednym komentarzu.

    Dziewczyny, przede wszystkim dzięki za rozwinięcie tematu. Ja nie ignoruję istnienia dzieci z faktycznymi problemami, ani nie bagatelizuję depresji poporodowych czy traum związanych z porodem. Wiem o HNB, o ADHA, baby blues i dysleksji. Wiem też , że te terminy są bardzo często nadużywane, z opłakanym skutkiem dla mamy i dziecka. Mi jednak przede wszystkim chodziło o to żeby zastanowić sie dwa razy zanim zaczniemy opowiadać przyszłej mamie jaki ciężki czas ją czeka, bo same miałyśmy ciężko. A to niestety zdarza się nagminnie. Pani na ulicy, w banku , w tramwaju, a nawet koleżanki widząc dziewczynę z brzuchem traktuje to jak zaproszenie do opowiadania złych doświadczeń i dawania „dobrych” rad. Z negatywnym nastawieniem i ogromną presją , ciężko żeby było dobrze. Tym bardziej, że w ciąży i zaraz po porodzie bardziej niż kiedykolwiek bierzemy wszystko do siebie. Żeby opisać to czego sama się nasłuchałam, nie starczyłoby internetu 😉 Na szczęście, mimo iż z natury łatwo wpadam w panikę i dostaję paranoi, mam obok silnego faceta , który dzielnie z tym walczy 😉 Miałam też ogromne wsparcie w rodzinie i kilku dobrych kobietach, które bez cukru i goryczy dzieliły się swoim doświadczeniem. I wydaje mi się, że to dzięki temu udało mi się przejść przez ten pierwszy rok nie tracąc ( przynajmniej nie na długo ) pozytywnej energii. Czego życzę wszystkim mamuśkom:)

    Polubienie

  9. littlemi1987

    Po pierwsze, dziecko hnb to nie jest ‚dziecko z problemami’ jak piszesz, to nie jest choroba. Po drugie Twoj wpis jest nacechowany krzywdzacymi sformulowaniami typu ‚matki histeryczki, matki bolesciwe’. Jasne, tez nie lubie dramatycznych opowiesci o macierzynstwie, ktorymi raczone sa wszystkie napotkane bezdzietne kobiety, te zainteresowane i te wcale. Tak samo jak dramatycznych opowiesci o kilkudniowych porodach i kogo co dluzej bolalo, itd itp. Ale nie lubie tez ignorancji w postaci ‚jestem taka zajebista bo moge wypic ciepla kawe i pomalowac paznokcie a wszystkie matki ktore nie moga to histeryczki’. Niestety, szkopul nie tkwi w twojej ‚zajebistosci’, dobrej organizacji czasu, umiejetnosci ‚wychowania’ swojego niemowlaka tak, zeby pozwolil mamie wypic ciepla kawe, przesypial cale noce, samodzielnie bawil sie na macie czy wpatrywal przez 30 min w karuzelke. Szkopul tkwi w tym, ze ‚trafilo’ Ci sie takie dziecko. Gdybys zaczela ten wpis slowami ‚dzieki bogu, moje dziecko pozwala mi na to by w pelni cieszyc sie macierzynstwem’ i zaniechala przesmiewczych epitetow pod adresem innych matek to fajnie byloby to przeczytac. Ale piszac tak jak to zrobilas sprawilas, ze nie roznisz sie niczym od matek dramatyzujacych, z ktorych sie nasmiewasz, z tym ze jestes na drugim biegunie. Mozesz znac termin high need baby ale poki tego nie doswiadczylas, nie zrozumiesz. Moja corka ma 7 mcy, jest hnb, budzi sie w nocy co godzine albo co kilkanascie minut, spi w dzien tylko na mnie w chuscie kolyszacej sie na pilce przy szumie, ryczy przerazliwie w wozku i foteliku samochodowym, w chuscie tez nie da sie z nia wyjsc, wiec jestesmy troche wiezniami we wlasnym domu, nie moge z nia spacerowac, nie moge z nia nigdzie pojsc, nikogo odwiedzic, nigdzie pojechac. nie pobawi sie sama nawet 5 min, jesli nie jest na mnie nawet podczas zabawy to jest ryk 🙂 ogolnie od rana do wieczora histerie sa czeste z kazdego mozliwego powodu, kazdemu mojemu siku, robieniu herbaty towarzyszy placz. Ale i tak jest cudowna 🙂 a ja, wyobraz sobie, mam pomalowane paznokcie, makijaz, pije ciepla kawe. I wiesz co? Mysle ze nie brak pomalowanyh paznokci jest najwieksza bolaczka ‚rozhisteryzowanych’ matek ale tak jak mowilam, w swojej ignorancji nie jestes w stanie zrozumiec istoty hnb i stanu psychicznego ich matek ale przede wszystkim tego ze WSZYSTKO ZALEZY OD DZIECKA A NIE OD MATKI.

    Polubienie

    1. littlemi1987, myślę, że nasze dzieci mają szczęście, że trafiły na nas jako rodziców. One sobie chyba wybierają osoby, które będą w stanie psychicznie to znieść (choćby im się wydawało, że nie).

      A poza tym to wiesz… przyzwyczaiłaś, to masz 😉

      Polubienie

    2. Po pierwsze: nie napisałam , że HNB to problem, czy choroba. Wymieniłam tylko po przecinku wszystkie sytuacje , które mogą prowadzić do tego, że doświadczenia mam będą faktycznie negatywne. I jeszcze raz podkreślam, że wcale tego nie bagatelizuję. Nie twierdzę też, że moje macierzyństwo jest usłane różami, leżę, pachnę, reszta robi sie sama, a u mego boku mały aniołek gra na harfie.
      W przeciwieństwie do Ciebie jednak uważam, że wiele zależy od matki, a nawet jej najbliższego otoczenia i to jeszcze zanim dziecko pojawi się na świecie.
      P.S W tekście zaznaczyłam, że nie piszę tego aby poczuć się lepiej na tle innych mam, może Ci to umknęło. Nie jestem zajebista. Jestem zwykła i nie mam z tym problemu.

      Polubienie

      1. JA JESTEM DIABEŁ

        „W przeciwieństwie do Ciebie wiele zależy od matki, a nawet jej najbliższego otoczenia i to jeszcze zanim dziecko pojawi się na świecie” – co za puste słowa bez kompletnego sensu, dżizas.

        Polubienie

  10. littlemi1987

    To ze uwazasz ze ‚wiele zalezy od matki i najblizszego otoczeia’ dobitnie’ swiadczy o tym jak daleka jestes od zrozumienia. Sorry, ale taka jest prawda i chocbys mocno chciala i miala najlepsze checi to nie zrozumiesz poki nie doswiadczysz. Nie winie Cie za to.

    Polubienie

    1. Dzięki 🙂 Tylko to niezrozumienie jest chyba wzajemne, bo ja po raz kolejny podkreślam, że mój tekst nie odnosił się do przypadków HNB. Masz rację, nie doświadczyłam tego i dlatego nie pretenduję do dawania rad rodzicom takich dzieci, ani tym bardziej nie chcę się wybielać na ich tle. Jestem pewna , że Ty jak i inne mamy dzieci HNB dajecie z siebie wszystko, czyli znacznie więcej niż mamy takie jak ja. Tylko ten wpis nie było o Was, ani do Was. Pisząc o matkach boleściwych, nie miałam na myśli mam dzieci o większych potrzebach czy w innych, obiektywnie trudnych sytuacjach. Napisałam o własnych doświadczeniach, a były one takie że ciągle tylko słyszałam o komplikacjach, patologiach, a nawet zwykłe rzeczy , które każde dziecko przechodzi i które po prostu trzeba z nim przejść były przedstawiane jak seria dramatów. Więc ja , przekornie, nie chciałam się skupiać na tych negatywnych przykładach, tylko pokazać , że może być dobrze, a nawet lepiej. A to , że uważam , iż wiele ( nie wszystko ) zależy od mamy i jej stanu psychicznego, to nie jest mój wymysł na podstawie jednego dziecka. Polecam literaturę z zakresu współczesnej pedagogiki.

      Polubienie

      1. Gosia A.

        dotad odczytalam i padlam. Masakra. Wiecie ile bym dala zeby moja corka byla nawet HNB ??? ale zeby zyla, zeby ie zmarla majac trzy miesiace. Czy to jestl icytacja ?????//??
        Moja sisotra ma HNB, wczesnego wczesniaka. rany, matki opanujcie sie. eh szkoda slow.
        Lubie czytac Twoje wpisy choc wkurzaja mnie, choc wywoluja u mnie rozne emocje. ale dzieki za nie.

        Polubienie

        1. Gosiu, dziękuję za ten komentarz i jednocześnie bardzo mi przykro za to co Ciebie spotkało. Każdy ocenia świat ze swojej perspektywy, w końcu „jesteś tym co przeżyłeś”, ale czasami warto spojrzeć szerzej. Myślę, że dzięki Twoim słowom tak się stanie. Pozdrawiam bardzo serdecznie 🙂 P.S. mam nadzieję, że mimo wszystko , chociaż czasami , wzbudzam jakąś, małą, pozytywną emocję 😉

          Polubienie

  11. Aneta

    Trochę naraziłaś się mamom hnb (którą zresztą jestem) przez spore uproszczenia, które pojawiły się w Twoim tekście. Warto by było się zastanowić, jak się czułaś, gdy było źle i czy pisałabyś wtedy o sobie samej jako o „boleściwej matce”, która ulega histerii, a jak czujesz się myśląc o tym co było z perspektywy czasu. Bo to dwie bardzo różne perspektywy, a druga szczególnie sprzyja idealizowaniu. Matki dzieci hnb, albo te „boleściwe matki”, jak je określasz, zapewne nie mają za bardzo wsparcia, nie znajdują w sobie tej mądrości o pomoc, a może pomocy im ktoś właśnie odmawia (proszą i nie dostają – ja tak miałam) i wtedy złapanie równowagi jest naprawdę niezwykle trudne. Czasami graniczy z cudem… szczególnie gdy ma się u boku energetycznego hnb.

    Według mnie za dużo trudnych tematów zawarłaś w tym wpisie (chcą lub nie chcąc, nie wiem) i powstał jakiś bałagan w myśli przewodniej. Przepraszam, że tak oceniam… ale momentami nie rozumiem, jakie informacje chciałaś przekazać i komu.

    A odnośnie straszenia przyszłych matek – wydaje mi się, że każda matka przedstawia swoje doświadczenia z własnej perspektywy. I skoro dana matka przeżyła pierwsze lata macierzyństwa bez ciepłej kawy i w depresji…to po co próbować ją przekonać do tego, że jednak było inaczej i nazywać to histerią? Zapewne tak się czuła i tak o tym opowiada. A inna matka po dwóch latach zdała sobie sprawę z tego, że dla niej macierzyństwo okazało się bułką z masłem i będzie albo słodzić albo co gorsza, pouczać inne matki wytykając im brak zorganizowania i takie tam grzeszki.
    A przyszła mama powinna wyciągnąć jeden wniosek słuchając tak różnorodnych opowieści- macierzyństwo i nasza reakcja na nie jest nie do przewidzenia do momentu urodzenia dziecka. Tadam 🙂

    Ja bym powiedziała, że są mamy w fazie histerii i braku ciepłej kawy, mamy w fazie idealizowania rzeczywistości, mamy twardo stąpające po ziemi i opowiadające rzeczowo na pytania, itd… 🙂

    Polubienie

    1. Aneto, odniosę się pod Twoim komentarzem jeszcze raz do wszystkich wpisów mam HNB, choć Twój chyba trafił do mnie najbardziej to mam wrażenie, że każda z nas pisze do siebie i nawzajem w ogóle się nie rozumiemy.
      Po pierwsze: (…) W ogóle nie piszę tego do mam, tylko raczej do dziewczyn, które może w przyszłości mamami będą, a które tak jak ja kiedyś , chcąc nie chcąc, są straszone opowieściami z piekła rodem o tym jaki to czarny krajobraz malują przed nimi dzieci. (…) Dlatego wiem jak ważne jest usłyszeć: Dziewczyno, wcale nie jest tak źle, a na pewno nie musi być.” Czy mogłam jakoś jaśniej napisać jakie informacje chciałam przekazać i komu?
      Napisałaś też , że naraziłam się mamom HNB. Chyba faktycznie tak się stało, choć to równie absurdalne jakby obrazili się na mnie za ten wpis żydzi alb cykliści. Nie pisałam ani o nich ani o Was. Nie miałam na celu Was urazić, mało tego podkreślałam w komentarzach, że chylę czoła przed mamami, które naprawdę zmagają się z poważnymi problemami. Jednak duża część kobiet problemy hiperbolizuje i nawet nie proszone zatruwają nimi życie innych. To właśnie o nich napisałam, że szerzą histerię, a nie o tych które rzeczywiście miały depresję. Rozumiem, że niektórzy ludzie czują się lepiej jak trochę ponarzekają, ale kobiety w ciąży nie są chyba najlepszym tego adresatem. Mam wrażenie , że o ile kiedyś negatywna strona macierzyństwa była owiana milczeniem ( co też nie było dobre ) , tak teraz jest na odwrót. Zresztą doskonale pokazują to Wasze komentarze. Chciałam napisać coś pozytywnego do przyszłych mam, ale cytując Monty Pythone : dobry nastrój szlag trafił.
      A dziewczynom, które poczuły się urażone proponuję zamówić u św. Mikołaja trochę dystansu do siebie i poczucia humoru (tak, teraz jestem rzeczywiście trochę złośliwa ;).

      Polubienie

  12. MMK

    Dla mnie to jest piękna i prawdziwa opowieść o macierzyństwie, w bonusie nikogo nie obraża:

    Jak mnie ciężarne koleżanki pytają o to co je czeka, to mówię, że przed dzieckiem nie rozumiałam co to stres, nie wiedziałam co znaczy być zmęczonym i niewyspanym, ale że nigdy przenigdy nie wróciłabym do tamtych czasów. Bo ogrom miłości, którego doświadczą przerośnie ich wyobrażenie. I moim zdaniem to jest esencja macierzyństwa. Nie będę oceniać innych mam, bo nie byłam w ich skórze i uważam, że takie złośliwe uwagi są niepotzrebne. Mnie też denerwuję jak słyszę, że ktoś jest zmęczony, bo Jego dziecko budzi się w nocy raz na karmienie. Moje budzi się co pół godziny. Z dziećmi jest jak z kinder niespodzianką, nikgdy nie wiemy na co trafimy 😛 Mi się trafił hnb i wiem, że nie mogłąm trafić lepiej 🙂

    Polubienie

  13. Miał być elaborat ale chyba powściągnę wynurzenia 😉
    Drogie Mamy. Doskonale Was rozumiem bo sama byłam mamą hnb. Piszę byłam ponieważ od pół roku moje dziecię to już raczej nie high a normal 😉
    Przechodziłam właściwie przez wszystkie epizody związane z tą przypadłością. Próba położenia w wózku-histeria, w łóżeczku-histeria, odłożenie gdziekolwiek na chwilę- histeria. Moje dziecko nie uznawało drzemek, w nocy spało po 5 godzin, w ciągu dnia płakało właściwie cały czas. Do tego zanoszenie i bezdechy. Z pewnością każda mama rozumie jak wygląda opcja korzystania z toalety gdy najmniejszy szmer wybudza dziecię, które po chwili płaczu zanosi się i przestaje oddychać. Żadne ciocie ani bacie nie wchodzą wówczas w grę bo dziecko akceptuje tylko mamę. Więc pomimo bliskości innych osób człowiek jest ze swoim problemem sam.
    Ale wiecie co? Nie byłam sama. Zawsze mogłam sie wyżalić, wypłakać i wygadać autorce tego bloga. Tak, tak 😉 Mam to szczęście mieć ją w gronie tych najbliższych. I to właśnie ta nieczuła i rozpieszczona przez bezproblemowe dziecko mama wysłuchiwała moich narzekań i wierzcie mi- nigdy nie oceniała, nie nazwała histeryczką i nie zbagatelizowała problemu. Wręcz przeciwnie- udzieliła wielu cennych rad i szczerze współczuła.
    Jednak facebookowe lamenty udręczonych gotowaniem obiadu czy niemożnością wyjścia do kina mam oraz te straszne obrazki nieogolonych matczynych nóg okraszone płaczliwymi komciami jakie macierzyństwo jest ciężkie od zawsze autorkę bloga irytowały i wkurzały 😉 I nie dziwota bo czuję tak samo!
    Nie sądzicie, że jak tylko nasze maleństwo wystawi główkę na świat przybieramy pewną specyficzna postawę? Nie zauważyłyście jak często raczymy nasze bezdzietne koleżanki sarkastycznym: „co Ty wiesz o niewyspaniu” 😉
    Myślę, ze w tym wpisie chodziło właśnie o takie postawy.
    I możecie mi równiez wierzyć na słowo, że nasza autorka to niesamowicie dzielna babka o wielkich jajach! Miała prawo narzekać jak mało kto ( choć nie opisała tu jak ciężko jej było a szkoda). Mimo to własciwie nigdy nie słyszę od niej lamentów a tym bardziej prób przelania na kogoś swoich obaw czy frustracji. I za każdym razem gdy sama popadam w ten depresyjny stan przypominam sobie jej postawę albo czytam któryś z jej wpisów i kubeł zimnej wody wylany 😀 Także bez irytacji babeczki!
    A co do hnb to z własnego doświadczenia podpowiem. Dobry neurolog!
    Pamiętajcie, że wiele objawów typowych dla hnb to niezdiagnozowane problemy neurologiczne lub inne przypadlości, których nie wykryto u Waszych pociech. Nie dajcie się zbyć tekstami typu ” taka jej/jego uroda”, „taki ma charakter”. Moja córę przebadano bardzo dokładnie bo jak się okazało wady serca, wzmożone lub obniżone napięcie mięśniowe czy po prostu niedojrzały układ nerwowy to niektóre z powodów takiego zachowania. Warto wszystko wykluczyć. A jeśli Wasze dziecko jest zdrowe jak ryba a mimo to przejawia takie zachowania to noście, tulcie, bujajcie i kochajcie za dwóch. Powodzenia Drogie Mamy! PEACE!
    A jednak elaborat 😉

    Polubienie

    1. Nie ma czegoś takiego jak HNB, to termin wydmuszka stworzony przez dwie osoby i elegancko tłumaczący wszystko czego nie rozumiemy, z czym sobie nie radzimy, co sami czasem sprowokowaliśmy i wiele zupełnie naturalnych rzeczy. To coś jak kreacjonizm z czy boska wola. To bardzo łatwe i przyjemne terminy, ale niestety nieprawdziwe. Tłumaczenie sobie w ten sposób świata jest w gruncie rzeczy działaniem alogicznym i przeciw skutecznym, a przez to potencjalnie groźnym. – Artur

      Polubienie

      1. MMK

        Pustą wydmuszką jest ten komentarz. Co miał Pan na myśli pisząc, że termin jest łatwy i przyjemny? Termin jak termin. Opisuje pewne charakterystyczne cechy. To bez znaczenia czy to sobie nazwiemy czy nie. Po prostu dzieci różnią się temperamentami, co objawia się pewnymi zachowaniami. Sa one zrozumiane i poznane. Co jest w tym nielogicznego? A tym bardziej co jest w tym groźnego? Nie rozumiem zupełnie tej wypowiedzi. Groźne jest to, że jak dziecko płacze, to będzie noszone albo karmione na żądanie albo będzie spać z rodzicami?
        Naprawdę nie rozumiem toku myślenia. To nie jest jednostka chorobowa, nie podaje się dziecku leków. Hnb to dzieci o określonym temperamencie i bardzo precyzyjnie wyrazanych wymaganiach. Co z tego, że ktoś to sobie jakoś nazwał?

        Polubienie

        1. Który komentarz jest pustą wydmuszką? Mój, czy tak tytułujesz ten swój? Bo to niezbyt czytelne.

          Termin jest z dupy, bo niczego nie opisuje. Albo inaczej opisuje de facto wszystko. Każde dziecko ma takie potrzeby jakie mają HNB, bliskość opieka, uwaga, intensywność itd., każde płacze, wpada w histerię, ma bezdechy, sinieje, nie przesypia nocy, ma różne pory kładzenia się, protestuje czy wszystko co opisuje ten termin itd. Poród jest dla dziecka i matki potwornym stresem. Ale poród to kolejny etap, nie pierwszy. Temperament dziecka, czyli jego system nerwowy i hormonalny kształtuje się już w okresie prenatalnym. Jak na tym etapie popełniamy błędy, to one będą widoczne po urodzeniu dziecka, jak dalej będziemy błędy powielać, to problemy się będą pogłębiać. To proste jak budowa cepa. Państwo S. ukuli na to termin HNB, napisali książkę, zarobili na niej pieniądze i tysiącom na całym świecie dali hasło wyjaśniający błędy jakie popełniali, zrzucając z nich odpowiedzialność i chęć szukania przyczyn i rozwiązania. I to jest właśnie groźne. Bo z każdego dziecka praktycznie można zrobić dziecko nadpobudliwe, spokojne, histeryczne itd, w każdym możliwym niemal stadium natężenia. Nie ma skutku bez przyczyny.

          Polubienie

          1. MMK

            A tak z ciekawości, czytał Pan te książkę? Naprawdę widzi Pan w jej treści coś groźnego?
            W dalszą część dyskusji nie wchodzę, bo uważam, że jest Pan po prostu nieuprzejmy.
            I naprawdę nie odkrył Pan Ameryki stwierdzeniem, że okres prenatalny jest bardzo ważny w życiu dziecka.

            Polubienie

            1. Sama książka nie jest groźna. Groźne potencjalnie mogą być skutki opierania się na takich książkach, bo jak juz pisałem zwalniają część rodziców z szukania prawdziwych przyczyn problemów z dzieckiem i wdrożenia środków zaradczych. A dzieci określane mianem HNB to są często normalne dzieci, z tym że rodzice popełnili kilka błędów w okresie prenatalnym i już po urodzeniu. I żeby było jasne, nie obwiniam rodziców. Praktycznie każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, ale jesteśmy ludźmi i błędy popełniamy. Moim zdaniem ta cała historia z HNB to trochę taki wybieg, jak serwowanie ludziom chorobliwie otyłym rad pt. „zaakceptuj siebie”, „taki po prostu jesteś”, „taka twoja uroda”.

              Ludzie wiedzą, że okres prenatalny jest ważny. I na tym się ta wiedza kończy. Niczego absolutnie to nie wnosi. Tak samo jak ludzie wiedzą, że Słońce świeci, ale po za tym nic więcej nie wiedzą. Wiedzieć, że jakieś zjawisko istnieje, a je rozumieć i podejmować wybory podłóg tego rozumienia, to dwie strony tęczy.

              Jestem niegrzeczny? A dlaczego? Bo w sposób dosadny przedstawiam swoje zdanie?

              Artur

              Polubienie

              1. MMK

                Akurat w tej książce na każdym kroku są sugestie, że napierw należy wykluczyć przyczyny medyczne. Bo płacz, niespanie, itd. mogą mieć różne podłoże.Najpierw należy wykluczyć występowanie jakichś chorób. Więc wydaje mi się, że to wręcz może pomóc, bo może zostałoby zbagatelizowane, a tak człowiek się zastanowi i pójdzie do lekarza.
                Ja oczywiście wiem co Pan ma na myśli i zgadzam się, że jest tendencja do zwalania różnych rzeczy na jednostki chorobowe, np nieistniejące, jak się okazało, ADHD.
                Ale HNB to coś zupełnie innego, bo to tak naprawdę nieważne czy będziemy używać tej nazwy, cz powiemy tak jak np. położne w szpitalu, w którym urodził się mój syn, że to dziecko z silnym chrakterem 😉 Albo dziecko intensywnie zaznaczające swoje potrzeby.
                Jak Pan zauważył temperament rodzi się już od poczęcia, więc mały człowiek przychodzi na świat już z jakimś temperamentem. Jedno dziecko od pierwszych dni będzie przesypiać całe noce, inne będzie całe noce płakać. Oczywiście może to mieć różne przyczyny, jak np za wysoki poziom określonych hormonów w ciąży. Niemniej jednak dzieci się różnią. Wiedzą to najlepiej rodzice, którzy mają więcej niż jedno.
                A dzieci określane mianem hnb po prostu są normalne, nie czasami. Z nimi nic jest, bo są to właśnie dzieci, u których wykluczono medyczne podłoże pewnych zachowań, reakcji, itd.
                Nie napisałam, że jest Pan niegrzeczny, tylko nieuprzejmy, a to pewna różnica 😉 Po prostu nie przywykłam do takiego poziomu debat. Pełnej przekleństw i braku szacunku do czyichś opinii.

                Polubienie

                1. No jasne, to jest logiczne, że najpierw należy wykluczyć problemy medyczne. Autorzy są Amerykanami, więc zabezpieczają się też prawnie przed możliwością pozwu sądowego na wiele milionów dolarów. Ja postuluję aby zrozumieć, że wszystko ma swoje przyczyny. Temperament dziecka i jego skłonności też. Jeśli uświadomimy to sobie jeszcze przed zajściem w ciążę, lub na etapie ciąży, lub chociaż jak najszybciej po porodzie. Jeśli to zrozumiemy, zrozumiemy mechanizmy, nauczymy się nimi zarządzać, przeciwdziałać pewnym procesom i mechanizmom, które skutkują taką, a nie inną konstrukcją psychiczną człowieka. To unikniemy dziecka określanego mianem HNB. I nie będziemy pewnych stanów pogłębiać czy stwarzać. Dzieci się różnią, tak jak różnią się ludzie. Nawet dzieci tej samej pary się różnią, bo różni się stan matki, jej podejście, okoliczności ciąż itd. – co za tym idzie gospodarka hormonalna matki i jej wpływ na dziecko. Co tylko potwierdza, że HNB jest takim samym wymysłem jak ADHD. Jeśli wykluczymy podłoże medyczne, to ciągły płacz dziecka, jego niezdolność do pobycia w samotności, spokojnego snu, wpadania w histerię, wiotczenia czy prężenia się, sinienia itd nie jest stanem naturalnym i jakieś przyczyny ma. Termin HNB, tak jak i aktorzy tego terminu zdają się tego nie zauważać. A to jest istotne w moim odczuciu dla zapobieżenia temu lub pozbycia się tej przypadłości. Pomysł, ze wszystko można załatwić bliskością, noszeniem na rękach itp jest naiwny, bo to maskuje w istocie problem i może prowadzić do następnych. Nie jest naturalne w tym etapie rozwojowym dziecka takie postępowanie. Więc w przyszłości będzie to rodziło problemy. W tym sensie piszę, że ta cała idea HNB może być niebezpieczna.

                  Tak, bywam nieuprzejmy i używam słów powszechnie uważanych za wulgarne. Ale używam argumentów i dla mnie tylko to liczy się w debacie, treść, nie styl 😉 Dla Twoich opinii mam szacunek, tak samo dla ludzi. Proszę na podstawie dosadnego języka, nie formułować takich sądów. Już sam fakt, że odpowiadam, odnoszę się prawie do każdego zdania, do każdej opinii, rozmawiam, świadczy o szacunki dla drugiej osoby i szacunku do jej opinii. Po prostu nie ze wszystkim się zgadzam i wyrażam to w taki sposób.

                  Polubienie

                  1. MMK

                    No tak, ewidentnie mamy odmienne zdanie. Bo ja wiem, że bycie dzieckiem o dużych potrzebach to nie przypadłosć, której można się pozbyć. I moim zdaniem na etapie niemowlęctwa wiele problemów można rozwiązać poprzez okazanie dziecku szacunku, bliskości i podążanie za Jego potrzebami. Nie wydaje mi się to naiwne.
                    ADHD było uznane za jednostkę chorobową, na którą przepisywano leki. HNB nie jest jednostką chorobową, jest jakimś tam terminem, wymyślonym przez kogoś tam. Widzę, że Pana ten termin irytuje. Ale tak naprawdę nie jest on ważny. Równie dobrze mógłby nie istnieć.
                    I jeszcze jedno, w pełni zgadzam się, że etap ciąży i tego co jest po Niej jest bardzo ważny, często kluczowy. Ale często bywa też tak, że dzieją się rzeczy na które nie mamy żadnego wpływu. Mają one znaczenie dla rozwoju, tempreamentu dziecka. Mogą być ich przyczyną, możemy nawet wiedzieć, że to jest przyczyna? Tylko co to zmienia?
                    To tak jak są badania, że autyzm powodowany jest zbyt wysokim poziomem testosteronu w macicy. No wiemy to, taka jest przyczyna. Tylko co z tego? Musimy radzić sobie z jej skutkami mimo, iż nie ieliśmy na to wpływu. Podobnie może być z płaczącymi, nerwowymi diećmi. No ciąża mogła być zagrożona z jakichś powodów niezależnych od matki, dodatkowo mogło to wywoływać stres. Efektem tego jest określony temperament dziecka. No i?

                    Polubienie

                    1. Wielu problemom możemy zapobiec, o to mi chodzi. Wiele problemów możemy rozwiązać nie tylko podążaniem za potrzebami dziecka, szacunkiem i bliskością, jest jeszcze wiele innych „narzędzi”. A te wymienione wcześniej, w pewnych warunkach, w pewnych okolicznościach, w pewnych „rękach” problemy mogą pogłębiać. Naiwne jest przykładanie dwóch, trzech schematów postępowania do przypadłości/rzeczywistości/stanu/potrzeb, których przyczyn nie rozumiemy i „zdiagnozowaliśmy” je sobie w domu na podstawie czyjejś opowieści. To nie jest tak, że pojedyncze, czy krótkotrwałe wystawienie rozwijającego się płodu/dziecka na jakiś czynnik (pomijam toksyny itp), powoduje drastyczne zmiany. To musi być stała lub długotrwała ekspozycja. A tej w większości przypadków da się zapobiec lub ją zminimalizować, jeśli mamy narzędzia do ogarnięcia tego tematu. Stres długotrwały jest problemem, a stres długotrwały rzadko kiedy ma tylko i wyłącznie źródło zewnętrzne w przypadku matki. Sam stres jest zresztą czymś naturalnym i w pewnych dawkach pożądanym, problematyczny staje się stres permanentny. To zresztą też mechanizm znany z procesu wychowywania dziecka, stałe popełnianie pewnych błędów, niesie określone skutki. Prawie nigdy nie jest tak, że skutków nie da się uniknąć lub je zminimalizować. Trzeba mieć tylko ich świadomość. Nienaturalna potrzeba stałej bliskości, ciągły płacz i bezsenność nie są do wytłumaczenie tylko terminem temperament, w moim odczuciu to kwestia całego systemu nerwowego, hormonalnego i często niestety błędów popełnianych już po urodzeniu. Proszę sobie przeczytać, co na ten temat sądzi pewna mama http://www.panna-swawolna.pl/2015/07/high-need-baby-diy.html

                      Polubienie

  14. Boska

    A ja się pytam skąd ten jad ten drogie Panie? Ten wpis jest o wrażeniach i odczuciach autorki. KAŻDY ma prawo do swojego zdania. Wy również. Podziwiam wszystkie matki, które kochają swoje pociechy. Siebie również. KAŻDY ma swoją historię, niestety mam wrażenie; że część z mam uzurpuje sobie prawo i monopol na wszechwiedzę. A po co to komu? Cieszmy się chwilą.
    Ps. Idę malować paznokcie.
    Sylwia Syla – piękna historia i pointa. Nic dodać i ująć.

    Polubienie

  15. Kilka ogólnych uwag od faceta, współgospodarza tego bloga:
    1. Ludzie! Czytajcie ze zrozumieniem, to nie jest trudna sztuka. Tekst jest napisany w luźnym stylu, do przyszłych/potencjalnych mam i z osobistego punktu widzenia. Ma dodać otuchy i być tym głosem pozytywnym, którego często przyszłym mamom/rodzicom brakuje. A wbrew wielu jękom, to przytłaczająca większość rodzicielskich historii w dłuższej perspektywie jest szczęśliwa. Więc wielce żałośnie brzmią zarzuty pod adresem autorki wpisu, że kogoś obraziła, nie uwzględniła, potraktowała lekceważąco. A już arcyzabawnie brzmi perorowanie na temat macierzyństwa, z kilkumiesięcznym stażem. Wylewając tu żale i zarzuty, stajecie się niejako ilustracją do tego tekstu.
    2. Dziecko to nie jest jakiś pieprzony miś wylosowany na loterii czy dar od semickiej urody faceta z brodą w niebiesiech. W 90% to nasze „dzieło”. Pomijając oczywiste schorzenia i problemy medyczne, cała reszta to efekt naszego działania, w tym często hipochondrii. Dziecko jest naszym klonem w pewnym sensie. Z tym, że jego „produkcja” zaczyna się na długo przed poczęciem, w pewnych aspektach sięga pokoleń wstecz. Dziecko to nie żadna łaska ani kara, miliardy ludzi, a wcześniej hominidów przechodziło przez to „coś” i miliardy jeszcze przejdą. I każda z tych historii była jednocześnie taka sama i inna – zależy od punktu obserwacji i przyjętych kryteriów.
    3. Prowadzenie polemiki na zasadzie „co ty kurwa wiesz, jak nic nie wiesz, bo nie masz taka jak ja mam, a tak jak ja mam to jest najprawdziwsza prawda, a nie tam twoje pitu pitu” jest zwyczajnie bezsensowne, bo niczego prócz auto frustracji nie wnosi. Autorzy bloga do takich postaw mają zdrowy stosunek, czyli spływa to po nich jak po kaczce. Masz inną opinię/doświadczenia? Opisz je, ale nie deprecjonując innych uznając je za gorsze/nieprawdziwe/niepoważne. No chyba, że masz twarde, niepodważalne dane statystyczne/naukowe. Nie rzucaj się i nie bierz wszystkiego do siebie. Jeśli ktoś ma inne zdanie/opinię/wyobrażenie/doświadczenie to nie przeciwko tobie, tobie na złość czy aby spieprzyć całe twoje życie zaczynając od tej chwili. No litości!
    4. Każdy człowiek musi stanąć przed prostym faktem, każdy z nas coś w życiu, najzwyczajniej w świecie spierdoli. W byciu rodzicem też spieprzymy wiele rzeczy. Jedni więcej inni mniej. Więc zanim zaczniemy szukać winy i przyczyny w innych, losie, Bozi, genach, modnych aktualnie przypadłościach na trzy czy cztery litery i fatalnej koniunkcji ciał niebieskich …..spójrzmy czy aby problem nie pochodzi od nas samych i najbliższego otoczenia. Kłania się zawsze aktualna Brzytwa Ockhama.

    Artur

    Polubienie

    1. MMK

      No ale chyba to właśnie o to chodzi, że każdy ma swoje zdanie. I jeśli autorka tekstu je publicznie wyraża na blogu, to chyba normalne, że odezwą się różne głosy. Tych, którzy mają takie same doświadczenia i tych, którzy mają całkiem odmienne. Tych co poczuli się podbudowani i tych co poczuli się urażeni. I myślę, że po prostu trzeba to wziąć na klatę.
      Osobiście w pełni zgadzam się z ostatnim akapitem artykułu, co zresztą wyrazilam w poprzednim komentarzu. Bo w ogólnym rozrachunku w macierzynstwie liczy się miłość i ona wychodzi na prowadzenie.
      I znowu nie rozumiem po co takie komentarze jak w punkcie 3 i 4. Nie są one raczej przykładem zdrowej polemiki… A znowu sugerują, że rodzice dzieci o większych wymaganiach to albo hipochondrycy albo ludzie z problemami, którzy przelewają je na swoje dzieci.
      Nie pierwszy spotkałam się z dużym niezrozumieniem w tym temacie. Krytyką, zlosliwymi komentarzami. I to też jest przykre.
      I na koniec, tak dziecko to nie jest miś wylosowany na loterii. Jednak każde dziecko rodzi się już z określonym temperamentem, charakterem, a to akurat nie jest coś na co mamy wpływ. I całe szczęście 😛

      Polubienie

      1. Na klatę można brać krytykę, merytoryczną krytykę tekstu. Ale ciężko brać na klatę coś, co z miękkim i śmierdzącym plaskiem ląduje obok. Czyli co krytyką nie jest, bo jest własnym żalem, oburzeniem, niezrozumieniem czyjejś wypowiedzi albo wierceniem dziury w brzuchu o coś, czego w tekście nie ma, Napisz, że Twoje doświadczenia są takie to, a takie. Jeśli potrafisz je do tego jakoś wyjaśnić, starać się zrozumieć, wyłuszczyć, to świetnie. Masz na poparcie tego jakieś szersze opinie, badania, statystyki, fakty….jeszcze lepiej. Tu jest asumpt do rozmowy i polemiki. Jeśli ja na dany temat mam inną opinię, dane to możemy się pościerać. A tu akurat mam inną opinię i inne dane. Bo o ile prawdą jest fakt, że dziecko przychodzi na świat z określonym temperamentem i charakterem, to już twierdzenie, że na to nie mamy wpływu jest najzwyczajniej nieprawdą. Tak ja nieprawdą jest twierdzenie, że na dalsze kształtowanie się tych dwóch czynników nie mamy wpływu. Otóż wpływ jest ogromny, udawanie, że prenatalny okres w rozwoju dziecka jest podobny do pływania rybki w ciemnym akwarium, której dosypujemy tylko karmy jest niepoważny. I rodzi właśnie później wiele problemów, dramatów, nieszczęścia czy niepotrzebnych nerwów. Proszę poczytać o tym okresie, o wpływie na dziecko matki, jej stanu psychicznego, gospodarki hormonalnej z uwzględnieniem hormonów stresowych i hormonu serotonina i dopamina. Jak to kształtuje system nerwowy i hormonalny dziecka, jak dziecko z matką kontaktuje się/porozumiewa po urodzeniu itd.

        Polubienie

        1. Aneta

          Gdybyś znał więcej niż 1 rodzica hnb, wiedzialbys, że wiele matek dzieci hiperaktywnych miały idealna ciążę, dbaly o siebie, nie stresowaly się, poród bez komplikacji, itd. Naprawdę, nie jesteś jedyny, który coś czytał na temat okresu prenatalnego. Po drugie na hormony mamy wpływ tylko pośredni, odsyłam do rozmowy z endokrynologiem.
          Po trzecie, gdzie podziała się autorka tekstu i dlaczego to nie ona broni swoich racji?

          Polubienie

          1. Wydaje mi się, że już Ci odpisałam. Kto czyta ze zrozumieniem, zrozumiał od razu o co mi chodziło i do kogo kierowałam moje słowa. Nie będę bić piany. Wasze stanowisko jest mniej wiecej takie : co Ty wiesz o macierzyństwie skoro nie masz HNB . Ja nie będę się licytować . Jestem szczęśliwą , zwyklą mamą i chciałam się tym podzielić z innymi. Przyjmuję Waszą krytykę i opinię na ten temat, nie zabraniam Wam sie wypowiadać, do tego wyjaśniałam kilkakrotnie to co obudziło wątpliwość i podkreśliłam jaki jest mój punkt widzenia. Nie zmieniłyście go, a raczej mnie w nim utwierdzacie. Jeśli ktoś ma coś nowego do dodania to zapraszam do dyskusji, a póki co wybaczcie, ale chciałabym się napić ciepłej kawy i pobawić z moim dzieckiem 😉
            Ania

            Polubienie

          2. Nie wiesz ilu rodziców znam. Autodiagnoza nie jest najszczęśliwszym sposobem na zrozumienie swojej sytuacji, bo jest skażona brakiem obiektywizmu. To co mi osobiście wydaje się stanem idealnym lub wprost przeciwnym do niego, nie musi mieć wiele wspólnego z stanem faktycznym. Nawet lekarze chodzą do lekarza. Na hormony mamy wpływ, oczywiście zależy jakie. Na hormony tarczycy nie, ale na kortyzol, serotoninę i dopaminę już tak. Autorka też jest matką, ma małe dziecko, psy, pracę i pierdylion rzeczy do zrobienia. Po za tym jeśli jeszcze raz przeczytasz tekst i jej odpowiedzi, to zobaczysz, że nie ma czego bronić. Ja piszę to co ja myślę i wiem. Tyle.
            Artur

            Polubienie

            1. Aneta

              No nie wiem ilu znasz rodziców, masz rację. I autorka ma swoją rację pisząc swoje zdanie na powyższy temat, bo to jej zdanie. Tylko, że generalizuje. Bo zamiast napisać „mój macierzynski” porównuje wrażenia innych matek i jakoś nie wydaje jej się, żeby było aż tak źle, gdzie pojawia się ton niedowierzania, że jak to, to chyba jakas cześć matek ulega histerii bo przecież jest inaczej. Otóż w TWOIM przypadku może jest inaczej.

              Dlaczego tak Was boli krytyka tego tekstu? Skąd u Was taka wściekłość i oburzenie, za to ze ktoś śmiał zrozumieć ten tekst po swojemu?

              Naprawdę, jestem daleka od złośliwości i oceniania przez internet, bo nie znam Was osobiscie. Ale kurcze, trzeba brać na klate odmienne zdanie innych, a nie zasłaniać się tym, że „chyba się nie rozumiemy” albo „czytajcie ze zrozumieniem” albo „jesteście ilustracja sfruatrowanych matek” i takie tam. To wy jesteście autorem a my odbiorcami, no i jest odzew.

              Powodzenia.

              Polubienie

              1. Ta krytyka nas wcale nie boli, Aneto. Nie prowadzimy tego bloga od wczoraj i nie po to żeby słuchać pochlebstw. Nie wściekamy się , ani nie oburzamy. Nie wiem co rozumiesz przez „przyjmowanie na klatę” ? Przecież publikujemy wszystkie komenty i na wszystkie staramy się odpowiedzieć . A o tym , że bywamy chamscy i nie owijamy w bawełnę, uprzedziliśmy w opisie tego bloga.

                P.S. Uwielbiam takie sformułowania: „Naprawdę, jestem daleka od złośliwości i oceniania przez internet. ALE… ” Ja może jestem złośliwa, ale przynajmniej szczera 😉

                Pozdrawiam, również życzę powodzenia i dziękuję, bo każda wymiana zdań jest wartością dodaną 🙂

                Ania

                Polubienie

                1. Aneta

                  Po moim „ale” nie padła żadna złośliwość…

                  Ręce mi opadły za to. Idę zająć się czymś fajniejszym niż przepychanki słowne na jakimś blogu.

                  P.S. „uprzedzalismy, że jesteśmy chamscy” – a nie, to ok, to faktycznie o co cała dyskusja.

                  Polubienie

              2. Aneto. Ale co autorka generalizuje? Pisze, że istnieje typ matek, które jęczą innym kobietom, niematkom i serwują im horror story. Robią to też matki nie mające większych problemów z dzieckiem, czy mające problemy takie jak wiele innych matek. Część matek mających faktycznie przejebane w życiu nie jęczy wcale i przyszłych matek nie straszy. Część ludzi jęczy ciągle jak to strasznie mało ma pieniędzy i nie ma znaczenia ile ich faktycznie ma. Bo jęczą też stosunkowo bogaci, a są biedni nie jęczący. Nie rozumiem zarzutu generalizowania, jest naciągany.

                Nie boli nas krytyka, krytyka jest czymś słusznym. Szczególnie ta merytoryczna. Ale jaką krytykę tu widzisz tekstu? Ktoś pisze, że ma ze swoim dzieckiem ciężko. Noż kurwa, Ania napisała to samo. Z naszym dzieckiem też bywa ciężko. Też bywają całe dnie, a nawet tygodnie tak koszmarne, że chce się płakać. (Do tego mieszkamy w kamienicy na 5 piętrze bez windy, mamy dwa duże psy, mnie w pierwszym roku praktycznie nie było, bo pracowałem za granicą, dziadkowie też są kilkaset kilometrów od nas, od wczoraj na przykład też jestem 600 km od domu, a Ania i Teoś są chorzy) I każdy rodzic, a na pewno każda matka tak ma i każda to wie. Każda przyszła matka też zdaje sobie z tego sprawę. Ale to nie powód aby jęczeć wszystkim w koło i każdą przyszłą matkę straszyć, nie dając nawet promyka nadziei. Bo to robienie krzywdy innemu, a robienie dobrze sobie. Właśnie o tym jest ten tekst. Jeśli ktoś tu pisze, że macierzyństwo bywa trudne to okej, bo bywa. Ale przecież prócz tego jest piękne, wspaniałe, uskrzydlające i cudowne. Szczególnie z dłuższej perspektywy. I takie głosy się też tu pojawiły, choćby Sylwii. Ale jak ktoś pisze, że to pasmo dramatu, męki, droga krzyżowa i wyskakuje mi tu z losem, Bogiem, darem, że Ania pisze bez sensu, powinna klęczeć i dziękować lub podobne brednie, to wybacz…..to nie jest krytyka, to jęczenie i personalne, żałosne wycieczki, których w Ani tekście nie ma.

                Piszecie o HNB, część matek z pobłażliwością, oburzeniem czy nawet nieskrywaną niechęcią do autorki. Przebija się wrażenie, że jak się nie ma dziecka HNB to się gówno wie i się powinno siedzieć cicho. A ja mówię NIE ISTNIEJE COŚ TAKIEGO JAK HNB!!!!!! Nie istnieje! To wyssany z palca termin i nic więcej. Masz problem z dzieckiem? To na 90% skutek szeregu przyczyn. Nie ma skutku bez przyczyny i tyle. Jeśli tych przyczyn nie przeanalizujesz, nie wyciągniesz odpowiednich wniosków, nie wprowadzisz zmian, to nie zmienisz skutku. My tez popełniliśmy szereg błędów, ale staramy się je analizować i wyciągać wnioski. Skutkuje to tym, że problemy rozwiązujemy i idziemy dalej. Wielu skutków uniknęliśmy, bo się do rodzicielstwa świadomie przygotowaliśmy. RAZEM! I razem się staramy wychowywać dziecko i wspierać się w każdej możliwej sytuacji.

                Artur

                Polubienie

        2. Dun

          Ta wy powiedz nie jest poparta teoriami naukowymi/wynikami badan itp Temperament jest dziedziczny. Pozaym zgadzam sie z tym co wczesniej napisala Sylwia ze czesto u wymagajacych niemowlat istnieja dotakowe czynniki np problemy z napieciem miesniowym/ zaburzenia SI ktorych specjalisci nie zauwazyli.

          Polubienie

          1. Dun.
            Ten tekst nie jest pracą naukową. To w komentarzach matki szermują jakimiś terminami typu HNB, które są niczym innym jak niczym. Temperament jest dziedziczny, czyli kształtuje się w okresie od poczęcia do porodu, choć również później. Na to jakie dziecko będzie miało temperament wpływ mają odrobinę geny i cały okres rozwoju, od zygoty do dojrzałego do porodu dziecka. Napięcie mięśni to słowo wytrych, to objaw. Ważna jest przyczyna.

            Artur.

            Polubienie

        3. MMK

          Totalnie nie rozumiem. Przecież tekst artykułu nie był merytoryczny,naukowy, poparty badaniami czy statystykami. Mama z określonymi przeżyciami wyraziła w nim swoją prywatną opinię na temat innych mam oraz przedstawiła swój pogląd na macierzyństwo. Swój prywatny, a nie jakieś naukowe badania. Inne mamy w komentarz wyraziły swoją prywatną opinie na opisany temat oraz na temat artykułu.
          Więc skąd nagle oczekiwania, że w odpowiedzi na prywatny, osobisty tekst ktoś zacznie się powoływać na argumenty naukowe?
          Domyślam się że tekst był pisany w dobrej wierze, ale jest prywatną opinią, która jak widać jakimś czytelnikom się nie spodobała i chyba mają do tego prawa. I tak samo mogą wyrazić swoją prywatną, często emocjonalną opinię.
          Nie trzeba być od razu takim nieprzyjemnym.
          Przecież pisząc coś w internecie musimy się liczyć z tym, że nie każdy musi dzielić nasze doświadczenia czy nasz światopogląd i że może o tym otwarcie pisać.
          Nie będę wchodzić w dyskusję na temat hnb,bo nie mam ochoty na rozmowę na tym poziomie. Pełna oskarżeń i zarzutów. Myślę, że w dzisiejszych czasach większość kobiet ma świadomość o znaczeniu okresu prenatalnego w życiu dziecka. A sugestie, że dziecko ma problemy przez to ze kobieta zaniedbala coś w ciąży jest po prostu chamskie.

          Polubienie

          1. Przecież to Wy wyskakujecie z paranukowymi określeniami typu HNB i tłumaczycie tym pustym skrótem swoje problemy z dzieckiem. Mało tego, sugerujecie, że skoro my nie mamy takiego dziecka, to jesteśmy w jakiś sposób gorsi czy nie przysługuje nam prawo do opisu rzeczywistości. Więc wyjaśniam, że HNB to brednia nie poparta żadnymi dowodami, badaniami i danymi. To prywatna historia pewnego małżeństwa, z którą ochoczo utożsamia się część ludzi. Bo to łatwe i proste. Nic więcej. Jeśli masz inne zdanie, to podeprzyj je dowodami.

            Ja po prostu nie rozumiem co się w tekście nie podoba i co tak dotknęło niektóre mamy? Że macierzyństwo nie składa się tylko z dramatu, płaczu i drogi przez mękę? Że się skupiła autorka na tych pozytywach, a te gorsze rzeczy tylko wspomina? Że chce natchnąć otuchą przyszłe matki i powiedzieć im, że mimo wszystko warto mieć własne dzieci? Że zwraca uwagę na to, że część matek w stosunku do innych matek i przyszłych matek nadużywa dramatycznych, jednostronnych historii i straszenia? Co z tego jest tak bardzo chujowe, tak potwornie godzące w Twoją osobę, tak szkalujące Ciebie, tak dotykające do żywego Twoje życie, tak niesprawiedliwe i kłamliwe? Na co masz inną opinię? Bo ja jej nie widzę. Masz inną historię, tak jak każdy. Każdy ma swoją i tyle. Tekst nie traktuje o tych historiach, ale o szczególnym podejściu niektórych matek, do innych matek i przyszłych matek. Bez ZACHACZANIA o HISTORIE, a tylko POLEMIZUJĄC z KONKRETNĄ POSTAWĄ. To wyraźna różnica.

            Co z tego, że większość matek ma czegoś świadomość? Co z tego, że większość ludzi ma czegoś świadomość? Od świadomości, to rozumienia i umiejętności wcielania tego w życie daleka droga.
            I co jest chamskiego w stwierdzeniu, że rodzice popełniają błędy? Jesteś absolutnie bezbłędna? Czy jesteś typem człowieka, któremu nawet nie można zasugerować, że może popełniać błędy, bo uznaje to za chamstwo i impertynencję? Ja błędy popełniałem w życiu nie raz i jak ktoś mi moje błędy pomaga sobie uświadomić i im zaradzić, to jestem mu wdzięczny. Nie uważam go za chama. Ale co osoba to inna historia…..

            Artur

            Polubienie

            1. MMK

              Po pierwsze, nie wiem na podstawie, którego mojego komentarza wysnuł Pan, że mam jakieś problemy z dzieckiem. Tak, moje dziecko ma duże potrzeby, ale nie uważam tego za problem.
              Posługuję się terminem hnb, bo to ułatwia, przynajmniej tak myślałam, zrozumienie o czym piszę. Ale jak się okazało, spotkało się to z dużym niezrozumieniem. I tak, hnb, to tylko termin. Jednak bardzo ładnie zbierający cechy charakterysztyczne pewnej grupy dzieci. I tyle, tu nie trzeba nic popierać dowodami naukowymi, bo to nie jest żadna teoria naukowa. Albo mamy podobne doświadczenia z dzieckiem jak Searsowie albo nie. A co jest w tym łatwego i przyjemnego?? Tej myśli już w ogóle nie rozumiem….
              Po drugie, nie wiem, w którym moim komentarzu znalazł Pan sugestię, że są Państwo gorszymi rodzicami? Nic takiego nie napisałam, bo tak nie uważam. Z pewnością są Państwo najlepszymi rodzicami dla swojego dziecka.
              A co mi się nie podoba w tekście. Mi osobiście, bo nie będę się wypowiadać w imieniu innych komentujących tu Mam. Bo nie jesteśmy jakimś jednym ogólnym bytem.
              Osobiście, podobnie jak autorka artykułu, nie rozumiem jak kobiety przedstawiają macierzyństwo jako serię nieszczęść. No ale może po prostu takie mają charaktery , że skupiają się na tym co złe. Dla mnie macierzyństwo to najwspanialsza przygoda życia i źródło wielu radości. Ale moim zdaniem, w artykule zagubiło się to co najważniejsze, jeśli chce się zachęcić kobiety do posiadania dzieci. Moim zdaniem chodzi o to, że właśnie może być różnie. Co widać choćby po tych komentarzach. Nie zawsze będzie czas na ciepłą kawę, czy pomalowane paznokcie, może nie będzie go wcale. Może przez rok nie wypijemy ciepłej kawy, nie prześpimy całej nocy, nie zjemy ciepłego obiadu. Bo tak bywa. I to mi się nie podoba w artykule, sugestia, że to przesada, że matki wyolbrzymiają, wpadają w zbiorową histerię, bo autorka ma inne doświadczenia, więc to na pewno jakieś mity. To jest moment artykułu, który moim zdaniem jest nie w porządku. Moje doświadczenia są takie, że od roku nie przespałam ciurkiem więcej niż 2 godziny, kawy nawet sobie nie robię, w ciągu doby mam dla siebie w sumie może godzinę czasu. Ale MIMO to jestem szczęśliwa, jest to cudowny i najpiękniejszy okres w moim życiu.

              Polubienie

              1. Przepraszam, z rozpędu odpisałem zbiorowo, nie personalnie. Moje „zarzuty” nie są adresowane dokładnie do Ciebie. Jestem zmęczony po pracy i musiało mi umknąć kto, co napisał w tych kilkudziesięciu komentarzach.

                Każde dziecko ma duże potrzeby, ani nasze ani Twoje dziecko nie jest tu wyjątkiem. HNB zbiera cechy, ale też daje pewien rodzaj wymówki, wytłumaczenia, usprawiedliwienia dla wielu ludzi. I to mi się nie podoba. Bo mało kto zadaje sobie pytanie dlaczego tak jest i jak temu zaradzić. I to jest właśnie dla wielu ludzi łatwiejsze i przyjemniejsze, niż przyznanie się do błędów, potknięć i ich przepracowanie. Ania w tekście pisze, że bywają też trudne okresy, ale nie na nich powinniśmy się skupiać. Że jest właśnie różnie. Że ogólnie to najpiękniejszy czas i mimo wszystko warto zostać mamą. W tekście nie ma sugestii, że matki wyolbrzymiają i histeryzują. Jest napisane, że są matki które wyolbrzymiają i histeryzują. Czy to jest kłamstwo? A przede wszystkim jest w tym tekście, przyznasz że żartobliwym i lekko napisanym, próba zachęcenia dziewczyn do świadomego macierzyństwa. A takich tekstów jest zbyt mało, zbyt nadęte stają się często role matek, zbyt boleściwe właśnie postawy na zewnątrz, zbyt serio na każdym milimetrze kwadratowym matkowania.

                Ja od siebie chcę przekazać przyszłym matkom i już tym świeżym, że zamiast zajmować się HNB, zajęły ŚWIADOMYM rodzicielstwem. A to zaczyna się jeszcze przed zapłodnieniem, a na całego trwa w ciąży. I to jaki będzie to okres dla matki, jak będzie jej stan, psychika, dieta, otoczenie, zrozumienie procesów, świadomość itd, takie będzie dziecko. Że mamy wpływ na to jakie będzie nasze dziecko w większym stopniu niż nam się wydaje, że to jacy my jesteśmy, jakie sa nasze związki zależy w dużej mierze od nas. 🙂

                Polubienie

                1. MMK

                  I tutaj się zgadzamy. Jak nabardziej jestem zdania, że podstawą powinno być świadome rodzicielstwo. I tak, uważam, że ludzie zdecydowanie za słabo przygotowują się do tej roli. W życiu pełimy różne funkcje, zawody, do wszystkiego jakoś się przygotowujemy, kończymy studia, kursy, szkolenia. A często jest tak, że do roli rodzica nie przygotowujemy się wcale. Ja osobiście podzielam opinię, że to błąd. Ale taka moja natura, ja zawsze dużo czytam, chcę wiedzieć, znać fakty, a nie bazować tylko na zasłyszanych opiniach. I tak zgadzam się, że podejście kiedy szukamy czegość, przykłądowo niech tp będzie termin hnb, żeby usprawiedliwić swój brak wiedzy i przygotowania do rodzicielstwa jest złe.
                  A wracając jeszcze do artykułu, to zgadzam się, że przyszłych matek nie powinno się straszyć, ale nie można też obiecywać, że będzie super. No właśnie, bo różnie bywa. Bo jak się naobiecuje ciepłych kaw i obiadów, to potem taka biedna Matka może wpaść w kompleksy, że na pewno coś robi nie tak 😉

                  Polubienie

                  1. W końcu się zgadzamy 😉 Bo właśnie o to mi mniej więcej chodzi. O to też chodziło autorce tego wpisu – Ani. Rodzicielstwo to ciężki okres w życiu, szczególnie ten pierwszy rok, dwa. Ale nie jest to okres dramatyczny, a w całościowym ujęciu, z perspektywy czasu, jest jednak w przytłaczającej większości przypadków po prostu super. 😀

                    A termin HNB jest nadużywany, jest wymówką, jest usprawiedliwieniem, jest czymś takim, czym było właśnie ADHD w powszechnym użyciu. Z tym polemizuję, to krytykuję, temu się przeciwstawiam. Stawiam na świadome rodzicielstwo, a nie na pojemne i niewiele mówiące slogany. A tym się stał ten termin, nie twierdzę, że autorzy taki mieli zamiar, że Ty w ten sposób go użytkujesz. Ale w większości przypadków to niestety smutny fakt.

                    Polubienie

    2. Aneta

      Ojej… pisząc „naraziłaś się mamom hnb” miałam na myśli wcześniejsze mniej przyjazne komentarze pod Twoim adresem.
      Jednak jest coś drażniącego w Twoim tekście dla mnie. Bo mówisz, że nie piszesz o innych matkach, że piszesz tylko o sobie, że piszesz do przyszłych matek, ku pokrzepieniu serc. Jednak ogólnie uderzasz w jakąś mniej określoną grupę kobiet, które są wg Ciebie rozhisteryzowane, a urlop macierzyński staje się nagle wakacjami (rozumiem co miałaś na myśli, niemniej jednak odpoczynkiem od pracy nie jest). Nie wiem czy dokładnie chodzi o matki hnb czy jakiekolwiek inne. Chodzi o to, że ktoś może i MA PRAWO odebrać to po swojemu, i również czuć się źle na swój sposób. W końcu to upublicznienie tekstu, choć osobisty, więc należy liczyć się i z negatywnym przyjęciem, bądź ostrą krytyką.

      Polubienie

      1. W odpowiedzi cytuję jeszcze raz to co napisałam wcześniej:

        „Przyjmuję Waszą krytykę i opinię na ten temat, nie zabraniam Wam sie wypowiadać, do tego wyjaśniałam kilkakrotnie to co obudziło wątpliwość i podkreśliłam jaki jest mój punkt widzenia.”

        Wyjaśniałam też co miałam na myśli, pisząc „boleściwe” i nie chodzi tu o to czyje to są matki, ale o ich podejście do siebie, swojego dziecka i innych mam. A jeśli przy okazji każda z nas zastanowi się czy sama czasami nie bywa boleściwa, to chyba nikomu to nie zaszkodzi 😉

        Ale już nie będę się w kółko tłumaczyć z tych samych zarzutów, które wysyłacie pod moim adresem. Wychodzi na to , że nie mam aż tyle wolnego czasu co mamy HNB 😉
        Ania

        Polubienie

Dodaj komentarz